„Niedaleko pada jabłko od jabłoni” – tym przysłowiem można podsumować cukrzycową historię mamy Katarzyny i jej córki Zuzi. Pani Kasia zachorowała na CT1 w 1998 roku mając wtedy 9 lat. Jej rodzice wiele tygodni konsultowali się z pediatrami w rodzinnym mieście po tym, jak dziewczynka nagle schudła 5 kg. Lekarze długo twierdzili, że nie ma powodów do niepokoju, skoro dziecko jest szczupłe, drobne i prawidłowo się rozwija. Dopiero podczas prywatnej wizyty lekarz zlecił dziewczynce morfologię – cukier wyniósł wtedy 800 dg/dL i pani Kasia wraz z rodzicami trafiła karetką do szpitala wojewódzkiego w Olsztynie. „W tamtych czasach nie było jeszcze dostępnych pomp ani sensorów, insulinę podawało się w strzykawce, glukometr był wielkości skrzynki na narzędzia, a wynik cukru pojawiały się po minucie.” – wspomina pani Kasia. W wieku 16 lat, kiedy większość nastoletnich diabetyków przeżywa bunt,  pani Kasia zaczęła zgłębiać temat cukrzycy, jeździć na spotkania w całej Polsce i uczestniczyć w biegach „Policz się z cukrzycą”. Postanowiła także ukończyć kurs edukatora diabetologicznego.

Kiedy w  2013 r. urodziła się jej córka Zuzia pojawiły się pierwsze obawy, czy dziecko nie odziedziczy cukrzycy. „W szpitalu lekarze zapewniali mnie, że nie ma powodu do niepokoju, bo córka jest w pełni zdrowa”. Niestety we wrześniu 2024 r. po zauważeniu u Zuzi niepokojących objawów i zmierzeniu w domu poziomu cukru glukometrem, pani Kasia wiedziała już, jaka jest diagnoza. „Sama zawiozłam Zuzię do Olsztyna, gdzie spędziłyśmy  1,5 tygodnia na przyspieszonym kursie dla rodziców. Niektóre pielęgniarki i lekarze pamiętali mnie z czasów, kiedy sama byłam leczona na oddziale. Na szczęście Zuzia bardzo szybko stała się samodzielna w zarządzaniu cukrzycą, bo widziała jak to wygląda u mnie. Wiedziała też, że można prowadzić bardzo aktywne życie, pomimo choroby.”

Dziś pani Kasia od lat spełnia swoje największe dziecięce marzenie będąc strażakiem w ochotniczej straży pożarnej w rodzinnym mieście. Uczestniczy we wszystkich akcjach, ma uprawnienia dowódcy, prowadzi  także zajęcia strażackie dla dzieci. To, co różni ją od kolegów w zastępie to, że w ubiorze strażackim ma zawsze glukozę, którą przyjmuje nawet podczas akcji, jeśli zajdzie taka potrzeba.

„Czy utrzymywanie w ryzach cukru teraz jest łatwiejsze niż pod koniec lat 90-tych? Na pewno między moją diagnozą, a diagnozą córki upłynęły lata świetle, jeśli chodzi o technologię cukrzycową” – wspomina pani Kasia. „Dziś trudno sobie wyobrazić, że nie miałam telefonu komórkowego, na którym mogłaby odczytać poziom cukru z sensora. Na szczęście ja i moja córka możemy korzystać z CGM Dexcom, na którym mamy ustawione alarmy, które ułatwiają nam codzienne funkcjonowanie.